Kruk przyniesie ci szczęście.

038„Hellsing” na środkach uspokajających połączony z „Vampire Princess Miyu”. Czy istnieje tytuł, który może się wpasować w ten opis? Dla mnie będzie nim „Witch Hunter Robin”- anime, o którym słyszałam już dość dawno temu. Jak zatem się stało, że zaczęłam je oglądać? Po prostu przeważył impuls. To był dzień, w którym przeglądałam rzeczy vel produkcje w moim guście i portal polecił mi wspomnianą Łowczynię. Potem przypomniałam sobie artykuł w „Kawaii” ze stycznia 2003 roku, gdzie okładkę zdobi główna bohaterka. Pozytywny wydźwięk tamtejszej recenzji też był tu istotny (choć pamiętam, że dość mile ci autorzy wspominali serial ze zwrotką „Ach, swędzi mnie tyłek, bo jestem dziewczyną”). No i poszło. Jeden, drugi, trzeci, ósmy odcinek w ciągu jednego dnia. I było mi mało.

Powiem szczerze: dawno nie spotkałam się z tak elektryzującym openingiem. Gitarowe akordy przemieszczają się w niepewną mgłę i przed nami jawi się dziewczyna siedząca w pokoju. Ona się właściwie snuje. To dopasowanie smętnego nastroju do nut i oświetlenia (a raczej jego braku) jakoś na mnie podziałało, a może nie jestem obiektywna względem podobnych konwencji. Nie dajcie się jednak zwieść, nie mamy tu do czynienia z bajkową historią miłosną.

Wszystko śledzimy z perspektywy piętnastoletniej Robin Seny, byłej mieszkanki Włoch wychowywanej w środowisku klasztornym. Przybywa ona do tajnej, japońskiej organizacji STN-J, zajmującej się zwalczaniem Witchów. Witchowie to ludzie o nadnaturalnych zdolnościach, którzy używają swych umiejętności (głównie) do złych celów. Tak więc STN wpierw zamieszcza zasadzkę na tych delikwentów, a następnie ich do siebie zbiera. Warto dodać, że takie działania są bardziej humanitarne, niż te pochodzące z kraju Robin- która jest zdziwiona, że „nie zabijają”.

Sena nie jest jednak zwyczajną osóbką, ale nastolatką obdarzoną nietuzinkowymi zdolnościami. Włada bowiem mocą ognia nazywaną Craftem, co budzi niepokój jej nowej ekipy. Właśnie, skoro o ekipie mowa, nie jest tak, iż przyjmą naszą bohaterkę z otwartymi ramionami. Najpierw zignorują jej obecność i będą strofować, mimo, iż nie miała do czynienia z tutejszymi zasadami. Kwintesencją tych zachowań będzie nowy partner Robin- Amon, który chodzi chmurny i naburmuszony niczym Sasuke Uchiha. Mimo tych niesnasek Robin stopniowo aklimatyzuje się w nowych warunkach i znajduje wspólny język z grupą.

Czego w tym anime nie ma? Są ci-którzy-zawsze-stali-nad-policją, zjawy, pistolety, pościgi, mistyczne klimaty. Sam strój Hunter Robin przypomina skrzyżowanie XIX wiecznej mody z gotykiem współczesnym. Dominuje pogląd, iż stworzono jej kreację na lolitę, acz ja takiego wrażenia nie odniosłam. Wszyscy członkowie sekcji specjalnej noszą również płaszcze, by być bardziej tajemniczym (patrz: Blade), a do tego seria składa się z paru sztampowych zabiegów. Mamy więc standardowe dochodzenie tygodnia, narwanego młodziaka, komputerowca i postać dodającą więcej luzu- jaką jest Doujima. Ale mimo, iż odcinki zdają się zupełnie odrębnymi historiami, nie jest tak, że nie spajają się w konkretną całość.

 Na sam przód wysuwa się relacja między Robin a Amonem, co na szczęście nie zostało sztucznie zdynamizowane. Dystans zmienia się we wzajemne zaufanie- chociażby przy okiełznaniu mocy, a bohaterowie z czasem ukazują swą wrażliwszą stronę. Warto dodać, że niekiedy i działania Witchów są podyktowane właściwymi pobudkami (np. epizod z doktorem), bądź zemstą na okrutnym traktowaniu. Wątki moralne są zatem odpowiednio nakreślone. Co do Robin Seny- od razu polubiłam tę postać, dlatego, że odbiega od schematu energicznej nastolatki. Jest introwertyczką, trochę zagubioną zważywszy na to, iż był to jej pierwszy (samotny) wyjazd do innego kraju. Do tego posiada ogromne zdolności empatyczne, co podkreśla odcinek z bezdomnymi, czy chłopcem zamykanym przez wujka alkoholika. Jednak w niektórych momentach Robin zachowuje się jak na wiek przystało, będzie spontaniczna i dowodzić swoich racji za pomocą intuicji.

Animacja WHR stoi na wysokim poziomie. W serii dominuje tabela szarości, większość scen jest ciemnych, tudzież przygaszonych. Dodatkowo podobało mi się wprowadzenie leciutkich grymasów u postaci. Na przykład u Robin od czasu do czasu pojawia się maleńki uśmiech, bądź zadarcie nosa, co sprawia wrażenie naturalnej reakcji. Co do odcinków: jest ich 26 i stanowią kość niezgody wśród niektórych widzów. W sieci przejawiają się krytyczne komentarze odnośnie zbyt dużej ilości epizodów, czy też powolnego zawiązania akcji. Wiece co? Ja tę serię kupiłam i to w pełnym pakiecie. Właśnie to moim zdaniem wyróżnia „Witch Hunter Robin” od innych tytułów, że ma momentami dość niespieszny punkt ciężkości. Jak to zresztą z podobnymi produkcjami bywa, pod koniec uświadczymy obiadu z plot twistów, które nawiasem mówiąc stanowią ciekawe zwieńczenie historii.

Czy zatem polecam „Witch Hunter Robin”? Na pewno nie wszystkim. Jeżeli lubicie serie przypominające klimat skandynawskich kryminałów i rzeczy nie z tego świata, możecie dać mu szansę.

8 uwag do wpisu “Kruk przyniesie ci szczęście.

  1. ha oglądane było choć nie pamiętam czy do końca 😉 całkiem niezły klimat bohaterka niezła aczkolwiek sprawiała wrażenie podejrzanej 🙂 u mnie 7.5/10

    1. Na końcu rozwiązane są wszystkie istotne wątki, więc polecam to nadrobić 🙂 . Serię oceniam podobnie, może o połowę wyżej, bo mi się strasznie podobała muzyka.

      1. Obejrzałam i wróciłam, zgodnie z obietnicą. Też pamiętam ten artykuł z Kawaii i to cudowne intro zaprezentowane na płytce do gazety dołączonej. I na bora, jak ja to wtedy chciałam obejrzeć! Po latach obejrzałam i się rozczarowałam. Fabuła faktycznie snuje się bardzo powoli, ale to by mi w ogóle nie przeszkadzało, gdyby przynajmniej postacie były lepiej zarysowane i nie przypominały schematycznej kartki papieru. Szczerze napisawszy to nie pamiętam imion większości z nich (kojarzę Robin, Amona i Doujimę, a reszta to dla mnie Sam Winchester, geek w okularach i ta druga nudna pani). Brakowało mi ich backstory, pogłębiania wspólnych relacji i co, najważniejsze, pogłębienia charakterów. Sama Robin też mnie nie przekonała, bo reprezentowała ukochany przez Japończyków model introwersji w wersji max. I przez to Robin nie krzyczy, nawet w ekstremalnych sytuacjach, przez cały serial ma prawie taką samą minę i przez większą część historii zachowuje się tak jakby był trochę opóźniona umysłowo. W Another była bardzo podobna bohaterka i miałam ochotę zrobić jej krzywdę, z Robin jest trochę lepiej, ale tylko trochę, może dlatego że jej relacja z Amonem faktycznie była ciekawie przedstawiona.
        Sama historia też do wielkich nie należała, bez problemu można by skrócić serię o połowę, byłaby wtedy dynamiczniejsza i zwięźlejsza. Żeby nie było, że tylko pluję – animacja jest prześliczna no i ta muzyka – poszczególne utwory grały mi w głowie długo po seansie, a piosenka z intra to perełka.
        Nie żałuję swojego czasu spędzonego na oglądanie WHR, boli mnie natomiast, iż to mogło być o wiele, wiele lepsze anime, gdyby ktoś przysiadł nad scenariuszem, a szczególnie nad kreacjami bohaterów. Wtedy mógłby powstać serial kultowy.
        (się rozpisałam)

        1. Zdaję sobie sprawę, że ta seria ma wady- ba wcale mnie nie dziwi Twój punkt widzenia.Założę się, że przynajmniej połowa ludzi, która miałaby do czynienia z tym anime narzekałaby na podobne kwestie.

          Co do bohaterów- też nie pamiętałam wszystkich imion, choć dla mnie nigdy nie stanowiło to jakiegoś specjalnego problemu. Jestem życiowym wzrokowcem, więc może z tego powodu ten fakt aż tak mi nie wiercił.

          Co do Robin- odnoszę wrażenie, że na to jak się zachowywała wpłynęło środowisko, w którym ją ukształtowano, plus biorąc pod uwagę pewien plot twist, mam wrażenie, że nawet celowo chciano ją poniekąd odizolować od społeczeństwa.

          I tak, parę epizodów można by wykruszyć na rzecz lepszego zakończenia, bo fakt faktem, mogło być bardziej epicko. Ale nie zmienia to tego, że seria przypadła mi do gustu ;).

          Ogólnie uważam, że te dochodzenia miały taki niespieszny charakter rodem z „Wallandera” i może dlatego klimat mi tak bardzo pasował. Plus cierpiałam wtedy na niedosyt podobnych historii.

Dodaj odpowiedź do suzarro Anuluj pisanie odpowiedzi